e-mail:asurmiak@kki.pl
Tel. kom. +48 606 780 478,
Tel. dom. +48 18 20 149 02
- Narciarstwo wysokogórskie, wspinaczka i turystyka to od najmłodszych lat moje wielkie pasje - mówi Jerzy Surmiak. - Udało mi się w dorosłym życiu połączyć je z wykonywanym zawodem przewodnika i instruktora narciarskiego. Dorastałem do tego wiele lat, ale dziś robię to, co lubię, co mi sprawia przyjemność i daje satysfakcję. - Urodziłem się w 1956 r. w Łodzi, choć nigdy tam nie mieszkałem - opowiada. - Rodzice w czasie wojny uciekli z terenów okupowanych przez Rosjan i osiedlili się w Zakopanem. Ojciec ukończył Szkołę Kenara i miał w Zakopanem swoją pracownię plastyczną. A w Łodzi mieszkał mój dziadek, do którego pojechała mama, by mnie urodzić. Czuję się zakopiańczykiem, bo przecież całe moje dzieciństwo i młodość spędziłem pod Tatrami. Ukończył Liceum Ogólnokształcące im. O. Balzera. Od dzieciństwa zakochany był w narciarstwie. Przez wiele lat był członkiem WKS Legia, startując jako zawodnik w kadrze juniorów, a potem przez kilka lat w kadrze seniorów. - Moim trenerem był wspaniały, niezapomniany Tomasz Gluziński - wspomina. - Był dla nas nie tylko trenerem, ale też przyjacielem i opiekunem. Organizował nam wszelką potrzebną pomoc, np. dożywianie czy korepetycje. Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, że nasz trener Tomek był także znakomitym poetą. Pasjonat nart, zawodnik klubowy, jeszcze przed maturą uzyskał uprawnienia instruktora narciarskiego. By swoje sportowe zainteresowania dopełnić, po maturze ukończył dwuletnie studium na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie. Służbę wojskową odbył w Karpackiej Brygadzie WOP, szkoląc tam - jak mówi, kadrę oficerską w jeździe na nartach. Przez kilka następnych lat "szukał swojego miejsca", imając się wielu zawodów: pracował m.in. w piekarni, był zaopatrzeniowcem w Zakopiańskich Zakładach Wzorcowych, wykuwał litery w warsztacie kamieniarskim pod Warszawą, kilka lat spędził w Anglii. - Robiłem tam różne rzeczy - śmieje się - przez jakiś byłem ogrodnikiem, ale uczyłem też jazdy na nartach na plastikowym stoku pod Londynem. Mieszkając w Zakopanem, uprawiał nie tylko narciarstwo zjazdowe. Jego wielką pasją były wysokogórskie, narciarskie wycieczki. Mówi o tym tak: - Przez wiele lat włóczenia się na nartach po Tatrach zjechałem ze wszystkich tatrzańskich przełęczy po stronie polskiej i słowackiej. Z moim kolegą Krzyśkiem Malzacherem dokonaliśmy też kilku ciekawych zjazdów z tatrzańskich szczytów - np. w 1978 r. zjechaliśmy z Rysów, a rok później z Zawratowej Turni. Zimą narciarstwo, a latem turystyka i z roku na rok coraz liczniejsze wspinaczki. Od 1984 r. jest członkiem Klubu Wysokogórskiego. W ten sposób, jak twierdzi, "dorastał" do przewodnictwa. W 1985 r. uzyskał uprawnienia przewodnika tatrzańskiego i od tego czasu, już nieprzerwanie latem oprowadzał wycieczki po Tatrach, a zimą uczył jazdy na nartach. Przez wiele lat, jak większość przewodników, pracował w Biurze Obsługi Ruchu Turystycznego PTTK. Doskonale włada językiem angielskim, zatem oprowadza po Tatrach obcokrajowców. Dziś jest członkiem Stowarzyszenia Przewodników Tatrzańskich im. Klemensa Bachledy. Swoje sportowe ambicje zaspokoił w młodości, teraz uwielbia przede wszystkim narciarskie wycieczki wysokogórskie. Nie tylko zresztą tatrzańskie - wyjeżdża często na takie narciarskie eskapady w Alpy czy Dolomity. Był też na narciarskiej wyprawie w Kaukaz. Interesuje go również fotografowanie; próbuje w ten sposób utrwalić swoje górskie zachwyty. O pracy przewodnika i instruktora opowiada tak: - Wędrówki po górach to był dla mnie zawsze relaks i wypoczynek. W górach czuję przypływ energii, ładuję akumulatory. Wiem, że jako instruktor i przewodnik muszę ludzi tych gór nauczyć. Wiem też, że ludziom, którzy mi ufają, muszę w górach zapewnić bezpieczeństwo. Najchętniej prowadzę wycieczki narciarskie. Mogę wtedy obie moje pasje i oba zawody połączyć w jedno. To wielka radość. Tekst JERZY TAWłOWICZ
Artykuł udostępniony przez Dziennik Polski